Recenzje książki

Cóż takiego jest w książce Liliany Arkuszewskiej „Czy było warto”, że czyta się ją
jednym tchem i z przyjemnością?
Wspomnienia, z którymi się utożsamiamy? Losy emigrantów? Podróże i to co w
życiu takie ważne – miłość i przyjaźń?
Czytając powieść przypominają się stare czasy w socjalistycznej Polsce. Ten
okres, gdy w sklepach był tylko ocet, gdy stało się w długich kolejkach
praktycznie po wszystko, gdy syrenką wyruszało się w świat nie tylko po to, by
oglądać krajobrazy i wypoczywać.
Autorka wciąga nas w swoje życie. Używa niezwykle trafnych porównań,
wyrazów, zwrotów i metafor. Doskonale oddaje atmosferę miejsc i sytuacji w
jakich się znajdowała.
Czytając „Czy było warto” wzruszyłam się nie raz do łez, nawet popłakałam, ale
też sporo uśmiałam.
Przeczytałam tę książkę w dwa dni!
Liliana Arkuszewska zaraziła mnie swoją miłością do Ameryki Łacińskiej. Moim
marzeniem jest zobaczyć Peru i Meksyk.
Jest to literatura faktu, jednocześnie powieść bardzo osobista, intymna.
Sądziłam, że zachwyci się nią przede wszystkim moje pokolenie – wyrastające w
socjalizmie.
Ale, nie kochani!
Tą powieścią zachwyciła się też moja córka.
Przeczytajcie, bo warto!
Ewa Czaplińska

••••••••••••••••••

GazetaGazeta – Toronto – Ontario – Kanada – 121 (354) Rok III Boże Narodzenie 21 grudzień 2012r

Tę książkę warto przeczytać
Od wielu pokoleń Polacy chętnie czytają literaturę związaną z minionymi wydarzeniami i procesami społeczno-historycznymi, które na wszystkich z nas pozostawiły ślad. Historia pod tym względem była niezwykle hojna, fundując nam zabory, powstania narodowe, obydwie wojny światowe, deportacje na wschód i hitlerowską okupację, powojenny stalinizm, kolejne bunty społeczeństwa aż po Solidarność, stan wojenny i wreszcie odzyskanie niepodległości. O wszystkich tych wydarzeniach kolejne pokolenia czytają, ponieważ w literaturze tej chcą odnaleźć siebie samych, z pewnym wzruszeniem móc wskazać dzieciom: „patrz, tak rzeczywiście było, ja właśnie w tym czasie…”. I potrafimy odróżnić prawdę od fałszu, rozpoznać dobrze oddany klimat od jakiegoś, który nas nastraja całkiem inaczej, niż to, co tak dobrze zapamiętaliśmy. Jest jeszcze jedna, ważna zaleta takiej literatury, oczywiście tej rzetelnej, prawdziwej. Otóż za sto lat, czy więcej, historyk, żeby lepiej móc zbadać i zrozumieć interesujący go okres, musi sięgać nie tylko do oficjalnych diariuszy i statystyk. On musi poznać autentyczny klimat społeczny badanych przez siebie czasów, zrozumieć siły motywujące ludzkie zachowania. A to znajdzie tylko w literaturze wspomnieniowej.
Dokonany w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia wielki exodus Polaków do krajów zachodnich, chyba największy od czasów tzw. Wielkiej Emigracji po Powstaniu Listopadowym i późniejszej emigracji zarobkowej biedoty, zaliczam do szeregu tych wielkich społecznych wydarzeń, które na zawsze odmieniły losy Polaków. Po wielu latach kompletnego ignorowania tej, można śmiało rzec, epopei narodowej, doczekał się on nareszcie pozycji literaturowej, która wyjątkowo uczciwe, otwarcie, odważnie i kompleksowo oddaje nie tylko fakty, bo i autentyczny klimat tego, co było udziałem tak wielu Polaków decydujących się na opuszczenie starego kraju.
Przede mną leży właśnie przeczytana książka autorstwa Liliany Arkuszewskiej: „Czy było warto” z podtytułem: „Odyseja dżinsowych Kolumbów”. Trudno mi się było od niej oderwać. Autorka, na pięciuset stronach opisuje szarzyznę życia w PRL, tzw. „ery późnego Gierka”, proces dojrzewania decyzji emigracji z Polski. Przybliża nam trudności, z jakimi musieli się zmagać nieznający często języka Polonusi, oczekujący na wizę do wymarzonego kraju, wreszcie opisuje pierwsze kroki, szok kulturalny, zwłaszcza dla tych, którzy osiedlili się po naszej stronie Atlantyku i wreszcie powolne odnajdywanie siebie w nowej rzeczywistości. Na kartkach tej książki poznamy nie tylko to, czego możemy się spodziewać po tym wstępie. Będziemy świadkami trzech miłości, które są, niejako, tkanką wiążącą wszystkie inne wydarzenia, a więc gorącą i zmysłową miłość żony ze swoim mężem, czułą miłość matczyną i miłość spajającą rodzinę. Bez nich wszystko inne stałoby pod znakiem zapytania. Ale poznajemy też smak duchowego rozdarcia. W tych czasach w PRL’u tresowano nas, byśmy na ucieczkę z kraju patrzyli, jak na zdradę. Autorka też i z tym uczuciem musiała się zmierzyć. Znam to uczucie doskonale, jako, że sam z nim się zmagałem. Rozterkę duchową potęgował fakt, że ten, kto „wybrał wolność” nie miał powrotu do Polski, jak dziś.
Pochodzimy z różnych miast i miasteczek w Polsce. Powody, dla których zdecydowaliśmy się wyjechać z Polski, bądź nie wracać z pobytu na Zachodzie, też były różne. Trafiliśmy tu wieloma okrężnymi drogami, reprezentujemy różne poziomy wykształcenia i posiadamy różne umiejętności. Ale początki w nowym miejscu były chyba wszędzie bardzo podobne. Książka Liliany Arkuszewskiej ukazuje historię jednej rodziny inteligenckiej i jej najbliższych, pochodzących ze Szczecina i trafiających do Kanady. Moja historia była odmienna. Wyjechałem z Polski bez zamiaru zostawania na Zachodzie, a dramatyczne wydarzenia w Polsce zdecydowały za mnie i moje początki miały miejsce nie w Kanadzie, lecz w Arizonie. W odróżnieniu od autorki i jej najbliższych, nie miałem do pokonania bariery językowej. A jednak, kiedy czytam tę książkę, poznaję siebie sprzed ponad trzydzieści lat temu. Ta sama atmosfera, te same problemy, te same trudności psychologiczne w dostosowaniu się do nowego życia, do całkiem innej mentalności otaczającego społeczeństwa. Tak samo odnajduję siebie i swoje własne myśli, kiedy czytam refleksje autorki na temat tego, co zostawiła w Polsce. Dramat pustych półek w sklepach i konieczność wystawania w wielogodzinnych kolejkach po głupią kostkę masła stały się katalizatorem decyzji, żeby wyjechać z tego łez padołu. Zwłaszcza, kiedy wróciło się z wycieczki do Peru i zobaczyło, jak można inaczej żyć. Ale to, mimo wszystko była Ojczyzna! Decyzja nie przyszła łatwo. Cisną mi się na klawiaturę (już dziś nie możemy mówić: „papier”) słowa piosenki z 1981 roku, które najlepiej oddają tamten klimat:
W wielkim świecie zagubiona,
Chudym latom wiecznie wierna
Z twarzą smutną, poszarzałą
Pod sklepami w tłum wciśnięta
Kołysana pszenicami, posiepana wojenkami
Twoja Polska… Nasza… Święta.
Książka Liliany Arkuszewskiej jest szczera do bólu. Rozmowy jej bohaterów nie są upiększone ani ugrzecznione. Są takie, jakie słyszymy często w środowisku polskim, łącznie z wulgaryzmami. Zaakceptowaliśmy je od dawna w filmach, musimy je zaakceptować w literaturze pisanej, w cytowanych dialogach. Po prostu dodają autentyzmu. Powieść ta, będąca literaturą faktu, opisem własnych doświadczeń autorki i jej najbliższych, ukazuje poniżające naszą godność procedery, uprawiane przez wielu Polaków, jak misternie planowany przemyt towarów, na których można zarobić albo oszukiwanie automatów telefonicznych w Paryżu. Ale ci sami ludzie, bohaterowie opowieści, po wielu latach przyznają, że po to wyjechali z Polski (oczywiście ówczesnej!), żeby nie byli zmuszani tamtymi warunkami robić czegoś, czego się sami dziś brzydzą.
Śledząc na kartkach tej odysei kolejne fazy życia nowych, a później już osiadłych emigrantów, miałem niejednokrotnie uczucie pewnej nostalgii. Nie było wtedy łatwo, ale do przeszłości, kiedy byliśmy młodsi zawsze będziemy wracać. Wracałem więc, czytając o zdobywaniu pierwszych mebli, kupnie pierwszego, rozklekotanego samochodu, przeniesieniu się z klitki do lepszego i większego mieszkania. Wszystko prawdziwe, bowiem znam to z autopsji. Solidarność nowoprzybyłych Polonusów i niekiedy pikantne szczególiki, a nawet tragedie wśród znanych i poznanych ludzi, wykonywanie prac jaskrawo poniżej swoich kwalifikacji, byleby tylko mieć źródło zarobku, wreszcie gorzki smak utraty pracy z dnia na dzień. Znalazłem nawet – i poznałem z własnych obserwacji – proces stopniowego wprowadzania angielskich słów do potocznej polskiej mowy. Wszystko to opisane jest zgodnie z tym, co było udziałem większości z nas. Autorka okazałą się być bystrą i wnikliwą obserwatorką życia i ludzi.
Nie tylko. Okazała się być świetną przewodniczką, którą zapewne chętnie by zatrudniła niejedna agencja podróży do napisania prospektów turystycznych. Pobyt w Paryżu, w oczekiwaniu na wizę do Kanady, to sugestywne zapoznanie czytelnika z życiem w Mieście Świateł, łącznie z zapachem paryskiego metra. Książka obfituje w urzekające i dla mnie odkrywcze opisy zwiedzania miast i miasteczek w odległym Peru. Jesteśmy prowadzeni szlakiem dżungli amazońskiej, odczuwamy lekki brak tchu przy wjeździe do Cuzco, doznajemy silnych emocji spoglądając na Machu Picchu, dowiadujemy się o cywilizacji Inków, wreszcie delektujemy się rarytasami dla podniebienia, serwowanymi w restauracjach Limy. Peru to nie wszystko. Jesteśmy dokładnie zaznajomieni z lokalami w tropikalnym meksykańskim Cancun, poznajemy ceremonię przyrządzania Mayan café. Nurkujemy, żeby zobaczyć podwodny świat, zdezelowaną łodzią płyniemy by zwiedzić maleńką wysepkę Isla de Mujeres i poznajemy ruiny Majów i Tolteków w Chichen Itzy.
Amatorom podroży zdradzę, że w książce czeka nas też zwiedzanie atlantyckich prowincji Kanady, niektórych miast Kalifornii i Las Vegas w Nevadzie oraz Florydy z szczegółowym opisem Walt Disney World w Orlando. Jak ktoś nie był, po przeczytaniu książki z pewnością o tych miejscach zamarzy.
Książka Liliany Arkuszewskiej jest prawdopodobnie pierwszą traktującą o tym masowym exodusie Polaków z początków lat osiemdziesiątych, którego ja sam jestem cząstką. Wszyscy jesteśmy bogatsi o bagaż doświadczeń, wszyscyśmy z tej emigracji wynieśli nową wiedzę i nauczyliśmy się inaczej żyć. Zdania z książki, poniżej przytoczone, stanowią kwintesencję tego, co uważam za najcenniejszy, nie tylko literacki, ale ludzki aspekt:
Kiedy słuchałam opinii, uwag przyjeżdżających z wizytą rodaków, dociera do mnie, że jesteśmy już inni. Zmieniliśmy swoje zachowanie, formę krytyki. Mieszkając w wielokulturowym kraju, nauczyliśmy się tolerancji, staliśmy się bardziej otwarci. Nie potępiamy w czambuł wszystkiego, co obce lub nieznane.
Jakże miłe są te słowa mojemu sercu!
Na zakończenie książki, autorka, już na dobre osiadła w Kanadzie, zadaje pytanie: „czy naprawdę warto było?”
Każdy czytelnik – emigrant będzie miał na to swoją, indywidualną odpowiedź.
Ja zaś, powiem, że z pewnością warto było tę książkę przeczytać.
Witold Liliental

••••••••••••••••••

Epopeja, zaprawdę imponująca powieść autobiograficzno-podróżnicza! Jej fenomen polega na niekonwencjonalnym, a jednoczeście bardzo przystępnym podejściu do tematu emigracji. Nie można tej książki łatwo zaszufladkować, włożyć w kanony jednego gatunku literackiego i dlatego zaczęłam od tytułowej epopei. Tak, jest to współczesny epos napisany szalenie współczesnym językiem, pełnym charakterystycznych dla naszego pokolenia neologizmów i językowych majstersztyków. A temat to – samo życie! Bardzo ciekawe i bardzo odważnie i uczciwie „odsłonięte”. Życie autorki to podróż w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu i do udziału w tej niesamowitej podróży zaprasza czyteników. Zapewniam, że czytanie tej książki dostarczy wam niesamowitych wrażeń i bardzo niechętnie rozstawać się będziecie z jej bohaterami.
Bożena Franciszkiewicz

 ••••••••••••••••••

Wchodząc do księgarni nie wiedziałam z jaką książką wyjdę. Chciałam zrobić sobie przyjemność, kupić lekką, inspirującą powieść na letnie wieczory. Wzrok mój zwabiła książka z okładką o ciepłych kolorach z zachodem słońca i walizkami czekającymi podróży. Od razu sięgnęłam po nią. Czytając opis na tylnej okładce wahałam się przez moment, gdyż emigracja kojarzyła mi się z ciężkim tematem, jednakże tytuł „Czy było warto?” zaintrygował, zaważył na kupieniu tej właśnie „Odysei dżinsowych Kolumbów”.

Od pierwszych stron znalazłam się w Polsce lat osiemdziesiątych, kiedy to pustoszały sklepy, za kostką masła stało się w kolejkach godzinami i papier toaletowy był nie lada zdobyczą, w czasach przemian, dylematów, tragedii społecznych i osobistych.

Odwiedzałam z autorką jej ulubione miejsca w Szczecinie, po czym z nią wyjechałam w świat, jakże inny od mojego. Malownicze opisy krainy Inków, tajemniczość i egzotyka, dźwięki dżungli brzmiące jak symfonia wezbrały we mnie chęci poznania Peru.
Życie w Paryżu i w Kanadzie miało inny koloryt i inne brzmienie. Losy na emigracji; nieustanne stawianie czoła wyzwaniom wprowadzało mnie w zadumę. Zatrzymywałam się często zadając sobie pytania: czy było warto? Czy chciałabym pójść śladem Liliany?
Przeżywałam z nią wzloty i upadki, borykałam się z problemami, czując atmosferę miejsc, widząc świat pełen dziwactw i ciągłej gonitwy za stabilizacją. Zaprzyjaźniłam się z nią i jej rodziną – bohaterami powieści.

Autorka nie zrażając się trudnościami napotkanymi na jej drodze, delektuje czytelnika swoim humorem, natomiast nie banalizuje powagi nieznanej przyszłości.
Co ja bym zrobiła na jej miejscu? Chwile poważnej refleksji, gdyponownie zaczynam się śmiać, napotykając na żartobliwe zwroty oddające z precyzją emocje lub spostrzeżenia. Tak mi się one spodobały, że je zaadoptowałam. Jednym tchem czytałam wciąż ciekawa, co dalej, gdzie jeszcze ją losy rzucą?

W latach osiemdziesiątych wyemigrowało tysiące Polaków, ale do tej pory poza Lilianą Arkuszewską nikt tak dokładnie nie opisał fascynującej przygody emigranta.
„Czy było warto” jest jak dobra muzyka – wzrusza, raduje, unosi, pobudza, uspokaja, zastanawia i uczy. Rekomenduję tę książkę szczerze i zapewniam, że dochodząc do ostatniego zdania powieści czytelnik ze smutkiem pomyśli: jaka szkoda, że to już koniec!
Z niecierpliwością będę wyczekiwała na dalsze dzieje.
Wioletta Boillot
pianistka, pedagog

••••••••••••••••••

Do Dublina książkę zamówiłam przez merlin.pl, kiedy ją otrzymałam z niecierpliwością rozpakowałam iii spodobała mi się od razu, wiedziałam, ze będę ja czytać zapominając o tym co w okół się dzieje, gruba 500 str i w wiekszym formacie niż tradycyjna. Przeczytałam 🙂 tę wspaniałą książkę jednym tchem około 400 str, wtedy zreflektowałam się, że żal będzie mi się z nią rozstać, dawkowałam ją sobie, żeby jak najdłużej być z bohaterką i jej kolejami losu. Czytając pozwoliła mi wrócić wspomnieniami do lat osiemdziesiątych, kiedy to tak samo jak ona borykałam się z trudną rzeczywistością, wiele razy identyfikowałam się z jej przezyciami, które w podobnym stopniu i mnie dotknęły. Książka napisana jest pięknym, lekkim jezykiem,czyta się z przyjemnością, bez trudu pomagała tworzyć w wyobraźni obrazy, miejsc w których Liliana była, potrafiła przekazać atmosferę panującą w tych miejscach, ich klimat, warunki życia i obyczaje panujące. Autorki nigdy nie poznałam osobiście ale czytając można stworzyc sobie jej obraz osobowości, jest ciepłą, energiczną, a przede wszystkim niesamowicie wypełnioną optymizmem osobą, który był odczuwalny w każdym jej zdaniu. W książce jest wiele wątków, które powodowały wzruszenie do łez, a przede wszystkim humor z którego czasem zaśmiewałam się w głos. Książka naprawdę świetna, warta przeczytania, dzięki niej mogłam przeżyć wraz z Lilianą jej przygodę życia – emigrację, która była nie lada majstersztykiem w czasach zapyziałej komuny. A czy było warto? Każdy kto przeczyta sam odpowie na to pytanie. Szczerze polecam:)
Merlin Biernacka

 ••••••••••••••••••

No cóż!
Przeczytałam…trochę to trwało, bo różne zajęcia zawodowe odrywały mnie …a można by tę książkę jednym tchem…
Bo jak zaczniesz, nie daje ci spokoju, co dalej..
Czytam najczęściej późnym wieczorem, przed spaniem.Z książką Liliany to był totalny błąd…potem nie mogłam zasnąć…tyle faktów, opisów niezwykłych podróży, miast, ludzi, a i cudowne przypominania , jak to było z miłością, z kochaniem…Jak tu można spać, gdy czyta się o przytulaniu, dotyku,pieszczotach…Liliana wchodzi w świat erotyzmu po mistrzowsku…delikatnie i pięknie…nie zalecam czytania w samotnym łóżku…
Książka wyjątkowa…niezwykła pamięć autorki do szczegółów skłania do pójścia dalej…Czy nie powinna pisać scenariuszy…w każdym czytanym fragmencie książki widać wszystko , co opisane, jak w przesuwającym się , klatka po klatce, filmie…
Z tej jednej książki mogłoby powstać kilka…Wiem…Lilka się śpieszy…tak jak ja…chce dużo , wszystko od razu…tak żyje, tak kocha…
Myślę,że rozwinie pewne tematy, zawarte tutaj, w kolejnych książkach…nie zabraknie ich jej do końca życia…Powinna pisać…a ja już z niecierpliwością czekam na kolejną.
Jolanta Mórawska

 ••••••••••••••••••

„CZY BYŁO WARTO ODYSEJA DŻINSOWYCH KOLUMBÓW” autorstwa Liliany Arkuszewskiej pobudziła wiele moich wspomnień, refleksji, nad którymi nie miałam nigdy okazji się zastanowić (od 23 lat także jestem emigrantką).
Chciałabym podziękować Lilianie za tę okazję – przede wszystkim dlatego, że moje pierwsze kroki również miały początek w Ottawie, i kiedy czytałam jej książkę to czułam się tak, jakby wzięła mnie za rękę i jeszcze raz przeciągnęła przez różne sytuacje – te smutne i te śmieszne, właśnie w Ottawie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem z jakim oddaniem i szczerością odważyła się to wszystko opisać.

Przez lata nie wpadła mi w ręce żadna książka o tej tematyce (owszem jakaś drobnica, okropna, nie warta uwagi). Nigdy nie miałam okazji dowiedzieć się jakie klimaty panowały wśród Polonii, kiedy nastał w Polsce stan wojenny, byłam jeszcze w Kraju i takie wiadomości były blokowane, a Liliana Arkuszewska opisała je bardzo emocjonalnie.

A teraz jako zwykły czytelnik chciałabym wyrazić swoją opinię.

Nadchodzą Święta Bożego Narodzenia i po raz pierwszy nie będę miała problemu z wyborem prezentów dla najbliższych. Z pełną świadomością będzie to „Czy było warto Odyseja dżinsowych kolumbów“ i będę bardzo dumna, że sprezentuję coś, czego na pewno się nie powstydzę.
Przez tę książkę przewija się wiele różnych wątków, ale bardzo ze sobą powiązanych, przede wszystkim codziennego życia, refleksji i wspaniale obrazowe opisy wielu podróży. Od samego początku aż do końca przeplata się wzajemne oddanie, szacunek, wsparcie i miłość Tych dwojga ludzi w trudnych i stresujących chwilach. Z przyjemnością się o tym czyta, albowiem wielu emigrantów nie przetrwało wspólnie tej próby czasu na emigracji i w odmiennych realiach. Autorka bardzo szczerze i odważnie to opisuje. Przez cały tekst wyczuwałam z jakim staraniem i oddaniem chciała trafić do każdego czytelnika i chyba jej się to udało. Książka jest nadzwyczaj wciągająca, ciężko przerwać czytanie, bo cały czas myśli się: co będzie dalej?
Co tam dalej było…. ja nie będą się dopytywać (choć niedługo trafi mi się okazja), ja po prostu powiem: Lilko, pisz następną powieść! Proszę!
Serdecznie polecam tę książkę wszystkim. „Odyseja dżinsowych kolumbów“ to inteligentna, ciekawa i obrazowa książka, która na prawdę trafia w gust wszystkich czytelników. Tekst działał na mnie jak dobry terapeuta na stargane nerwy wciągu dnia.

Dziękuję bardzo autorce za pobudzenie moich wspomnień, za wiele przyjemnych chwil z jej książką, jak również za wiele informacji i faktów, o których nie miałam pojęcia.
Dołączam najszczersze gratulacje za odwagę, poświęcenie i uwiecznienie wydaniem tego na prawdę wartościowego dzieła.

I jeszcze podziękowania dla współautora Andrzeja Arkuszewskiego.
„Tylko nieliczni po wejściu na szczyt pamiętają obraz doliny skąd przyszli“ – jaka prawdziwa i piękna złota myśl.
Każdy powinien nauczyć się jej na pamięć.
Danuta Golan

 ••••••••••••••••••

„Czy było warto Odyseja dżinsowych kolumbów”
Tę książkę czytałam dokładnie, bez pośpiechu.
Nie tylko podobały mi się dialogi, które szybko posuwały akcję do przodu, ale opisy – tak szczegółowe, barwne, dowcipne, działające na wyobraźnię czytelnika.
Gdy będę ją czytała ponownie, wypiszę sobie ciekawe, oryginalne, proste i dosadne powiedzenia, które są mottem życia. Nie spodziewałam się, że aż TYLE ich w tej książce znajdę.

Ale chyba powinnam zacząć o tym skąd zdobyłam „Odyseję dżinsowych kolumbów”.
W Gnieźnie chodziłam do liceum ze Stasiem, ale później urwał się nasz kontakt. On wyemigrował. Dopiero sześć lat temu spotkaliśmy się na szkolnym zjeździe i odnowiliśmy kontakty. Przysłał mi fragmenty książki, które Liliana Arkuszewska zamieściła na swoim blogu owocdecyzji. Nie czytałam ich. Lenistwo, no i mówcie sobie co chcecie, ale…
co tam, nie obchodziła mnie autobiografia emigrantki. Przepraszam, ale lubię tak jak Liliana Arkuszewska – szczerość i otwartość!
W tym roku Staszek przysłał mi nagranie z audycji z radia. Otworzyłam, tak bez entuzjazmu, a głos pełen relaksu, piękna polszczyzna, czuć w niej było radość i optymizm, skłonił mnie do wysłuchania audycji ponownie.
I wtedy już pragnęłam mieć książkę „Czy było warto”!
Zamówiłam ją w Internecie.
Przyszła. Rozpakowałam i zaczęłam czytać, kartka po kartce, szybko, potem wolno, by dotarło każde słowo. Przecież to były również moje młode lata! Odżyły we mnie.
Dobrnęłam do końca i teraz chcę ją przeczytać od początku! Nigdy mi się to przedtem nie zdarzyło!! Książki nie są moją pasją, czytam, bo należy, może nie trafiam na dobre, bo rzadko z przyjemnością.
A tu…. Mam swoją książkę, która mnie zainspirowała!
Co w niej znalazłam?
Paryż – byłam tam, więc wszystkie opisy mnie tam przenosiły.
Lima – w Limie od czterech lat mieszka mój syn, a jego życie jest dla mnie najcenniejsze – uzupełniłam wiadomości o jego świecie – bajkowo opisane Peru.
Cancun – tam także był mój syn – poznałam uroki i egzotykę Meksyku.
Nowy Jork – podobne odczucia.
Dla mnie to była i jest wędrówka śladami syna, wiadomo dla każdej matki, dziecko jest najważniejsze.
Jeszcze długo bym pisała o tej książce – język dosadny, bezpośredni, nie ma mowy, żeby choć odrobinę coś nudziło. I tytuł „Czy było warto” intryguje, niczego nie nakazuje, pobudza do myślenia, skłania do refleksji. Nawet intymne opisy… BRAWA dla autorki, za to, że tak pięknie je ujęła.
Proszę przekazać pani Lilianie szczere GRATULACJE. Jej książka jest dla mnie rewelacyjna!!!
Teresa Bernard
Ps. Mieszkam w małym miasteczku Rakoniewice, niedaleko Poznania, czyli „Czy było warto” trafia „pod strzechy”.
Czyż to nie warte było pisania?

••••••••••••••••••

Życie człowieka jest sztuką dokonywania wyborów, podejmowania decyzji i ich realizacji, bez względu na miejsce, w którym przyszło mu żyć. Czasami trafi się nam odrobina szczęścia, spotkanie właściwych ludzi – to pomaga. Czasami jest odwrotnie – nieprzewidziane kłopoty, podli ludzie, prawdziwy pech. Niekiedy każdy z nas zadaje sobie pytanie – czy było warto?
W przypadku Liliany Arkuszewskiej i jej rodziny – bohaterów książki „Czy było warto Odyseja dżinsowych kolumbów” odpowiedź jest niezwykle ważna, bo to emigracja na inny kontynent, obce zwyczaje, tradycje, sposób zachowania, język – trzeba prawie wszystkiego uczyć się od nowa. Trzeba być silnym i odpornym psychicznie, by wrastać w nowe środowisko, by radzić sobie w nieznanym otoczeniu, wśród nieznanych ludzi, by radzić sobie z wątpliwościami i rozterkami, z myślami o naszych bliskich pozostawionych w Polsce. Trzeba walczyć o siebie, o rodzinę, byt finansowy, o dobre samopoczucie, samoocenę, każdą chwilę szczęścia i radości, o swoje miejsce na ziemi.
Ten kto walczy, czasami przegrywa, ten kto nie walczy przegrywa zawsze.
Czy im się udało? Tylko oni mogą ocenić swoje życie i podjąć próbę odpowiedzi na to pytanie. Według mnie, jeśli w przeważającej części dokonanych wyborów i podjętych decyzji mogą postawić więcej „+” niż „- odpowiedź nasuwa się sama.

Czytanie jest moją życiową pasją. Wśród tysięcy przeczytanych książek były jakieś takie nijakie, dobre i były intrygujące, fascynujące. Powieść napisana przez Lilianę Arkuszewską ma to „coś”, tę magię, coś co świadczy, że autorka obdarzona jest „bożą iskrą”, że posiada lekkość słowa i spokojnie snuje swoją opowieść, umożliwiając czytelnikowi podróżowanie przez życie wraz z nią.
Polecam wszystkim lekturę „Czy było warto…”, bo wiem, że warto sięgnąć po te książkę.
Życząc Autorce udanych wyborów i mądrych decyzji, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy jej opowieści.
Danuta Muszczak

••••••••••••••••••

Trzymasz w rękach hit: przygodowo-podróżniczą powieść, która odsłania egzotyczne tajniki życia puszczy amazońskiej oraz architekturę i historię Limy – stolicy Peru. Poznajesz życzliwość naszych południowych sąsiadów, ich język, kulturę i zwyczaje. Szukasz polskich pamiątek w Paryżu. Odkrywasz dysproporcje, różnorodność i tętno życia obu Ameryk. Dowiedz się też, że to piękna historia o przyjaźni, z której możesz czerpać moralne wzorce. Poznaj potęgę miłości.

Ale to nie wszystko. To jest także literatura faktu. Trzymasz w rękach dokument. Posługując się utworzonymi przez siebie neologizmami, sloganami, różnorakimi przypowieściami z dużą dozą poczucia humoru i dystansu do opisywania wydarzeń, Liliana Arkuszewska przybliża panującą w Polsce atmosferę lat 80-tych, dbając pieczołowicie, by opisane fakty były jak najwierniejszym odbiciem ówczesnej rzeczywistości. Razem z autorką wędrujesz więc uliczkami Szczecina, zwiedzasz parki, zaglądasz do klubów, zaprzyjaźniasz się z bohaterami – szczecińską inteligencją. Powracasz do miejsc dobrze znanych, bliskich sercu autorki, ale przede wszystkim wkraczasz w ich klimat w samym kwiecie komunizmu.

Wreszcie z autorką emigrujesz. Najpierw do pompatycznej Francji, potem do Kanady. Odległej, przestrzennej, nieznanej, innej. Z mieszanymi uczuciami rozczarowania, zachwytu, smutku i radości autorka wprowadza Cię w perypetie emigracyjnej codzienności. Nie nadążając przewracać kartki, pokonujesz razem z nią trudy i wyzwania. Przeżywasz sukcesy i porażki. Płaczesz, śmiejesz się, zastanawiasz, bo przede wszystkim ta powieść skłania do refleksji nad pytaniem, czy było warto…
Beata Paszkowiak
polonistka, korespondentka

••••••••••••••••••

Nurt współczesnej literatury emigracyjnej Polaków – powiedzmy ostatniego trzydziestolecia – snuje się leniwie, niczym ruczaj. Senną scenerię niespodziewanie i na szczęście ożywiła książka Liliany Arkuszewskiej „Czy było warto?”. Zachowując metaforę krajobrazową, zasługuje to dzieło na miano wartkiego potoku spadającego kaskadą emocji, wzruszeń, zachwytów, tęsknoty, nostalgii, upadków i uniesień. Podobnie jak Wawrzon i Maria Toporkowie w Sienkiewiczowskiej noweli „Za chlebem“, Liliana Arkuszewska z rodziną opuszczają Ojczyznę, przeświadczeni, że w dalekim kraju za oceanem istnieje lepsze jutro. Zawarte w tytule tej powieści pytanie „Czy było warto?“ prowokuje do rozważań z każdą niemal stroną.

Liliana Arkuszewska urodziła się z darem wyobraźni. Czytelnik ma wrażenie, jakby osobiście uczestniczył w fascynującej przygodzie wywołanej sytuacją polityczną, społeczną i gospodarczą w niesuwerennej jeszcze Polsce początku lat osiemdziesiątych. Czytałem tę książkę z zainteresowaniem, gorąco i nieustannie ciekaw, czy powiedzie się ich plan, czy im się uda, czy dadzą radę, nie zniechęcą trudnościami. Wątpiłem z nimi. Przeżywałem i podziwiałem. Kresu fantastycznej podróży bohaterów po drogach i bezdrożach dużej części świata, nie do końca jestem pewien. Polska jest coraz piękniejsza, a jak mówi przysłowie: wszędzie dobrze… Czy podobne odczucia będą mieli Czytelnicy tej książki? Jedno jest pewne – trzeba ją koniecznie przeczytać!
Bogdan Bombolewski
dziennikarz, artysta plastyk

••••••••••••••••••

Wiedziałem o czym będzie książka Liliany – o emigracji.
Każdy szuka swego miejsca na ziemi.
Czytam ją, bo chcę porównać jej myśli, rozterki i radości ze swymi.
Chociaż ja tylko migrowałem z Pomorza na Śląsk, to w głowie miałem ten sam mętlik – też byłem na obczyźnie i choć wydawałoby się, że ja mam łatwiej bo wszyscy mówią tym samym językiem (choć też godali po szlonsku)to jednak zazdroszczę Lilce, że w tym nowym obcym miejscu nie była sama, miała rodzinę, przyjaciół – wspierali się i pomagali sobie nawzajem.
Zacząłem czytać o emigracji a okazało się, że czytam książkę podróżniczą. Przywróciła mi ona wspomnienia młodzieńczych lat, gdy czytałem A.Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego – jego ojciec z przyjaciółmi też emigrował z kraju (z przyczyn politycznych) i dzięki temu Tomek mógł zwiedzać świat a i ja razem z nim – tak jak z Lilką zwiedzam ciekawe miejsca i poznaję życie innych ludzi.
Ba!
okazało się, że jest to też książka o życiu i to nawet intymnym …
ale jeśli ktoś jest wartościowym człowiekiem to wszystko robi otwarcie, ludzie wiedzą kim jest, gdzie mieszka, co myśli, jak postępuje, jaki ma charakter.
Taka jest Lilka – szczerze i otwarcie dzieli się swym życiem z nami.

„Czy było warto?” na pytanie zawarte w tytule jest jedna odpowiedć – tak!
Lika jest szczęśliwa i tego możemy się dowiedzieć z tej książki.
Andrzej Kuligowski

••••••••••••••••••

Emigracja – już samo to pojęcie zawsze mieszane uczucia wyzwalało. Jak ją ocenić? Czy naprawdę należy stosować kryterium szczurów uciekających z tonącego okrętu? A może – dziewiętnastowieczne kryterium zdrady? Za którą już niejeden Latarnik nostalgią przemożną zapłacił i wracać chciał – do wierzb, w których licho śpi, do „onych pól zielonych, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych”? A może znajdzie się wreszcie ktoś odważny, kto, tak jak Liliana powie wprost, że Polska – to jak zamknięty rozdział książki przeczytanej? Choć przecież – z serca nie wyrzuconej, bo owa książka też w serce zapadła i tam została. Boć przecie – czasy inne i owa Polska nawet w Ameryce odległej – niemal jak za miedzą, dzięki Lufthansie, LOT- owi, Panamerican i co tam jeszcze… Czasy mostów palonych – za nami dawno…
A przecie owa emigracja – jak niegdyś, wyzwala w człowieku niesłychane wręcz pokłady sił, pomysłowości, energii. Optymizmu i wiary w siebie – bo albo się nadajesz, albo pryskaj stąd. I ani jednego, ani drugiego w kategoriach zła czy dobra oceniać nie należy. Po prostu – zawsze tak było. Jedni wyjeżdżali – inni nie. Wreszcie się ktoś znalazł, kto miał odwagę to powiedzieć – Liliana właśnie. I każda emigracja odmienna była. Dawno nie czytałam tak plastycznych i wiernych opisów – wszystkiego, i krajobrazów i miejsc przeróżnych na trzech kontynentach, atmosfery spotkań w domach, na plaży, w restauracji i tej panującej w pracy.
A te wartkie, żywe i pełne humoru dialogi… samo życie! Kto słyszał, żeby czegoś nie missnąć? Toż to lekcja angielskiego znakomita…
Bo nie zawsze łatwo było – niejeden raz pracę się traciło i niejedno upokorzenie zjadło – to cena emigracji. Stąd pytanie: czy warto…
Ale – jak w chińskiej przepowiedni, którą Liliana w chińskiej restauracji dostała: If you want the rainbow, you must put up with the rain. Jeśli chcesz ujrzeć tęczę, musisz pogodzić się z deszczem… Mało komu to się udaje. Mało kto to potrafi. Bo wszyscy znękani naszą szarą rzeczywistością na emigrację jak do Ziemi Obiecanej się udajemy. Ale to – przecież też ziemia, nawet, jeśli obiecana… Ale nie niebo… Od nas zależy, czy emigracja to kolejna niedola i przekleństwo… Ta książka pozwala nam to zrozumieć.
Czytajmy – zanim pojedziemy, aby niejednego rozczarowania uniknąć.
Ja – mimo, że wróciłam, czekam na swoją tęczę, wyglądam jej ciągle. Nie tracę wiary. O tylko dzięki wierze – tęczę zobaczę… Tu – czy tam… Szukajmy tęczy w sercu… To przesłanie tej książki.
Anna Makowiecka-Siudut, tłumaczka

••••••••••••••••••

Świetna książka. Naturalny, autentyczny język. Wartka treść, masa żywych, szczerych detali. Dobrze się czyta. Polecam gorąco.
Stan Majcherkiewicz

••••••••••••••••••

Pani Liliano,
miałam tę przyjemność robić korektę Pani książki. Muszę przyznać, że lektura Pani dzieła była niezwykle przyjemna. Książka mnie zainteresowała, wzruszyła, rozbawiła – czytało się ją z prawdziwą ochotą.
Monika Pruska

••••••••••••••••••

4 odpowiedzi na „Recenzje książki

  1. "Mucha" pisze:

    „Ruszajmy, przyjaciele,
    Wcale nie jest za późno,
    By szukać świata ze snów…
    A planów mam tak wiele
    Ot, choćby przepłynąć horyzont wszerz,
    potem wzdłuż…”
    (fragment „Ulissesa”)
    Tak mogłaby się zaczynać ta opowieść…
    I ruszyli… od Szczecina lat 70, poprzez Paryż, do Kanady.
    W drodze towarzyszyły im odwieczne pytania emigrantów całego świata…
    Jak to będzie? Czy warto? Co znajdziemy?
    Razem z autorką i bohaterami jej opowieści wędrujemy krętymi ścieżkami życia, wraz z nimi przeżywamy radości i smutki, poznajemy gorycz porażki i odnosimy sukcesy, wątpimy, upadamy, ale wstajemy, podnosimy głowę, nieustannie wierząc, że znajdziemy swoje miejsce na ziemi, swój „mały raj”, w którym możemy być szczęśliwi.
    Czy Liliana i jej bliscy znaleźli takie miejsce” , czy było warto emigrować?
    Poszukajcie odpowiedzi wraz z autorką i bohaterami jej opowieści… bo warto szukać odpowiedzi!
    „Mucha”

  2. aneta pisze:

    Kiedy kupiłam tę książkę wiedziałam, że porusza temat emigracji. Fragmenty jej przeczytałam na blogu pani Liliany, które zamieściła przed jej ukazaniem się. Zainteresowały mnie. Początkowo miałam obawy. Czy nie będzie dla mnie za trudna? Czy ją przeczytam do końca? – pytałam siebie, no bo temat emigracji niezwykle trudny i nie dla każdego ciekawy. Wszelkie moje obawy zniknęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy zaczęłam czytać. Przeczytałam do końca. Moje odczucia i wrażenia, których doświadczałam, kiedy z niesłabnącym zainteresowaniem przewracałam kartkę po kartce, krocząc śladami życia autorki, były cudowne. To była wspaniała!!! podróż po trzech kontynentach pani Liliano. Na pewno, będę do niej wracać. Autorka swe życie wiązała z Polską. Jej młodość to świat, gdzie szarość i beznadzieja codzienności wydawała się normalnością. A jednak los daje jej możliwość poznania zupełnie innej rzeczywistości i sieje ziarenko – myśl o emigracji. Potem, już tylko banalne, prozaiczne wydarzenie zapoczątkowuje kaskadę zdarzeń, które prowadzą ją do Kanady. Czytając, odwiedziłam wszystkie miejsca, które opisuje oczami mojej wyobraźni i muszę w tym momencie napisać, że nie było to trudne, bo Pani Liliana posiada niezwykły dar ubierania myśli w słowa, a dodatkowo niezwykle plastycznie i barwnie te miejsca opisuje. Pozwala czytelnikowi być tam, gdzie jest ona i sprawia, że jest uczestnikiem wszystkich wydarzeń. We mnie obudziła chęć ich poznania. Zapragnęłam więc poznać magię egzotycznego Peru i niebezpieczeństwa peruwiańskiej dżungli, poczuć emocje towarzyszące namiętności i pożądaniu w tamtejszym klimacie, odwiedzić Paryż, posmakować wszystkie kulinarne wspaniałości, którymi się delektuje i wreszcie znaleźć swoje miejsce na ziemi. Przeżywałam jej troski i kłopoty zaciskając kciuki, żeby się udało. Dzieliłam z nią miłe i niemiłe chwile. Pokonywałam trudności, które jej nie omijały, bo nowy świat, do którego musiała się zaadoptować, nie zawsze bywał dla niej i jej przyjaciół przyjazny. To naprawdę interesująca i ciekawa książka. Szczerze i gorąco polecam. A odpowiedź na pytanie zawarte w tytule książki, po jej przeczytaniu znam. Oczywiście, że było warto. Trzeba tylko znaleźć odwagę, żeby zmienić swoje życie, a nagroda jest tylko dla wytrwałych marzycieli. A ja – zamknęłam książkę. Wiem, że przeczytam ją jeszcze raz i już tęsknię za dalszym jej ciągiem, bo tak zwyczajnie chcę wiedzieć, co było dalej ………..? Aneta Roszyk

  3. Czytelniczka z Wolsztyna pisze:

    Książkę pożyczyła mi znajoma. Nie mogłam się od niej oderwać tak wspaniale się czyta. Język bardzo bogaty. Malownicze wspomnienia z odwiedzanych miejsc. Ciekawie opisane losy całej rodziny. Tytuł książki zachęcający do przeczytania. Wraz z autorką można wrócić do czasów, które moje pokolenie przeżyło, zastanawiając się czy wybrać podobną drogę i podjąć wielkie ryzyko. Dla wielu było to spełnienie marzeń o lepszym świecie.
    Bardzo lubię podróżować wiele z opisanych miejsc jest mi bliskie, jednak Polska w ostatnich 20 latach tak bardzo zmieniła się pozytywnie, że po lekturze trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć sobie na zawarte w tytule i na końcu książki pytanie.
    Książkę tą powinien przeczytać każdy, dla starszych czytelników jest wspomnieniem trudnych czasów młodości a dla młodszych odrobina historii, którą czasem tak trudno przekazać jest słowami.

  4. Kasia pisze:

    Książkę zamówiłam parę dni po tym jak ukazała się na rynku w Polsce.Powiem szczerze-myślałam,ze będzie to nudna książka o emigracji.A tu takie zaskoczenie! Dosłownie pochłonęła mnie.Przeczytanie jej zajęło mi może z 2 tygodnie.Bardzo podoba mi się sposób w jaki autorka opisuje swoje życie w Polsce a potem w Kanadzie.Mam nadzieję,że za jakiś czas będę miała okazję przeczytać jeszcze inne książki Pani autorstwa.
    pozdrawiam

Dodaj komentarz