Minął tydzień od kiedy wróciłam do mojego ulubionego Cancun. Przywiozłam emocje, niezwykłe wrażenia i ciałem jestem tutaj, ale duch pozostał tam, ciągle w Madrycie. W ujmującym swym pięknem, tętniącym życiem mieście, z jego fascynującą architekturą i zatrzęsieniem sklepów z obuwiem. Podziwialiśmy uroki stolicy Hiszpani w gromadce bliskich, z Andrzejem, Patką i wnuczkami. Przy słonecznej, lecz zimnej i wietrznej aurze, wyczekiwaliśmy Wielkiego Dnia – ślubu mojej ukochanej siostrzenicy, Karoliny. Nadzwyczajnego wydarzenia, na które z wielu kątów świata zjechali: rodzina, znajomi i przyjaciele.
W nastrojowym podmiejskim kościółku przejęte Kasandra i Thalia z gracją sypały płatki róż pod nogi panny młodej.
Kroczyła u boku ojca przy dźwiękach wiolonczeli i skrzypiec. W radosnej atmosferze uroczystej ceremonii odbywającej się w trzech językach, drżało serce. Zatykało, gdy Patka czytała po polsku o potędze miłości. Do oczu cisnęły się łzy wzruszenia. Z uniesieniem spoglądałam na młodą parę. Emanowała z niej miłość.
Kocham Cię Karolina!
Te Amo Raul!
Never stop! – podchwycił ksiądz w ciszy świątyni. Do dzisiaj dźwięczą mi w uszach te słowa.
W pobliskim domu weselnym dawnego zakonu przyszedł czas na – cześć, witaj, ale się cieszę – uściski, całusy, znowu mokre oczy. Niepowtarzalne spotkania po latach.
Los rozsiał szkolną brać po świecie, wracały wspomnienia. Ożyły wspólnie spędzone lata. Cieszyły, rozbawiały opowieści, gdzieś w dołku trzepotały motylki.
Toż to tyle lat minęło od czasu, kiedy wszyscy mieszkaliśmy w Polsce, dzieląc te same radości i problemy. Teraz żyjemy w zupełnie innych światach. Zmieniliśmy się, nie da się ukryć. Wiek wyrzeźbił na twarzach nowe rysy, niektórym dodał ciała tu i ówdzie, włosy zmieniły kolor.
Co tam, nieważne! W szalonych tańcach, z muzyką wróciła nasza młodość, bo wszyscy znowu razem, wciąż pełni wigoru, silni i zdrowi.
Nadszedł czas, aby wymeldować się z hotelu. Rozmyślałam, czekając w recepcji. Przy kontuarze stała przede mną wyprostowana, wytworna pani w podeszłym wieku. Srebrne włosy miała zaczesane gładko do góry, spięte w koka. W uszach brylanty, na ręku grubą złotą bransoletę. Z pewnością siebie płaciła za pobyt w hotelu TRYP.
Obserwując ją, uśmiechnęłam się pod nosem, albowiem przypomniała mi się kiedyś zasłyszana historyjka.
Pewna starsza kobieta, przekraczając siedemdziesiątkę stwierdziła, że przyszedł czas, aby przestać oszczędzać i w jakiś sposób wynagrodzić sobie lata trudnego życia. Postanowiła zaszaleć. Ubrała kwiecistą spódnicę, bluzkę z falbankami, na szyję korale i pojechała do centrum Londynu. Tam zafundowała sobie trzy dni w pięciogwiazdkowym hotelu. Poczuła się dowartościowana, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Rozkoszowała się każdą minutą spędzoną w luksusowym pokoju. Kiedy nadszedł czas by uiścić zapłatę za ową rozpustę, w recepcji hotelu poprosiła o rachunek. Mało się nie zakrztusiła własną śliną, gdy zobaczyła zawrotną sumę 1500 funtów. Drżącymi rękoma założyła na nos okulary i ponownie wlepiła oczy w rachunek.
– To jest absurdalna suma! – wykrzyknęła oburzona do przystojnego recepcjonisty w białej koszuli. – Ja tego nie zapłacę!
Zażenowany recepcjonista zawołał szefa. Pojawił się natychmiast menedżer z poważną miną, poprawiając krawat zwrócił się do starszej pani.
– W czym jest problem?
– A niby za co mam zapłacić, takie bajońskie pieniądze?
– To jest pięciogwiazdkowy hotel, proszę pani. Są tutaj trzy restauracje, salon piękności…
– Ale ja z nich nie korzystałam!
– Ale mogła pani. Jest siłownia, basen i sauna…
– Z tego też nie korzystałam!
– Ale mogła pani. Jeszcze są sala gier oraz kino…
Kobieta na moment zastanowiła się, pokiwała głową i wyjęła z torebki książeczkę czekową. Wypisała czek i podała go menedżerowi.
On podziękował, lecz po chwili zesztywniał. Wybałuszył oczy, rozdziawił usta, gdy zobaczył na czeku kwotę 500 funtów.
– Ależ proszę pani, rachunek za pani pobyt w naszym hotelu wznosi 1500 funtów, a nie…
– 1000 funtów jest za to, że pan ze mną spał.
Menedżer oblał się rumieńcem, po czym wybełkotał:
– Co pani opowiada, ja z panią nie spałem!
– Ale mógł pan.
Ta historia wywołuje nie tylko uśmiech na moich ustach, ale i nadzieję, że kiedy ponownie, gdziekolwiek na świecie spotkamy się w tym gronie przyjaciół, będziemy ciągle nie tylko silni i zdrowi, ale bystrzy i odważni, jak ta starsza pani.
:)))) Dobre :))) Świetne nawet 🙂 Zachowam ku pamięci.
Uroczystość piękna, a w takiej chwili nie liczy się upływ czasu a to, że znowu się wszyscy mogą spotkać.
No i ten Madryt… zajmuje w moim sercu specjalne miejsce 🙂
A ja sie Lilianno wydostalem jakos z Gibraltaru, nie dojechawszy jednak do Maroka. no ale to wszystko nie wazne. Toche sie minelismy, bo byla niepowtarzalna okazja do spotkania, tyle, ze pewnie i tak glowy bys nie miala, aby myslec o jakiejs kawie.
No a slowa z przysiega w trzech jezykach musialy sie zaryc kazdemu w pamieci.
Pozdrawiam ze slonecznej i upalnej Malagi. Spalilem sie szpetnie, i pomyslec, ze jak zaczynalem swoja podroz z Warszawy bylo -20 stopni 🙂
Pozdrawiam goraco i oczywiscie zapraszam do mnie: http://dogonicmarzenia.wordpress.com/2012/02/24/porto-gaia-espinho-lizbona/
Witaj Lilianno! Jak tam Twoja książka? A może w postaci e-booka byś ją wydała? Chętnie bym poczytał, zdajesz się być osobą, która opanowała sztukę życia do perfekcji – tylko uczyć się od takich jak Ty! Szczęściara! 🙂
Madryt super, też byłem w zimie.
Pozdrawiam
http://powrotnik.eu/
Jakże piękne są takie spotkania po latach, jak dobrze o sobie nie zapominać, chociaż los rozrzuca nas na różne strony świata i każdemu pisze inne historie. A takie osoby jak ta starsza pani … kocham na zabój:)) Posyłam Ci, Lilianko, bukiecik dobrej energii, by wszystkie Twoje najbliższe zamierzenia, spokojnie się toczyły….
Madryt…. Zawsze mi sie przypomina nie wiedzieć skąd powiedzenie „życie jak w Madrycie”. A co do hotelu- to rewelacyjnie wybrnęła ta pani.Pozdrawiam serdecznie…
Piekne miejsce, piekna chwila i piekne słowa, piekne spotkanie z bliskimi, i masz rację upływ czasu nie przeszkadza..trzymaj sie cieplutko 🙂 pozdrawiam
Przeżyłaś wspaniałe chwile, a to jest najcenniejsze. Anegdotka o starszej pani rewelacyjna. Muszę ja sobie odpisać, żeby nie zapomnieć. Pozdrawiam, Liliano.
To bez wątpienia był ciekawy i udany wyjazd dla was wszystkich Liliana.Pozdrawiam serdecznie po dłuższej przerwie..
A cóż tam troszkę więcej lat gdy człowiek w uśmiech i optymizm ubrany….Uroczystość wspaniala-piękny opis i cudna fotka.Pozdrawiam serdecznie z wiosenką która zapukała do mego okienka.krystynkabaj
Pozdrowienia przynoszę serdeczne, cały kosz uścisków i buziaków…. 🙂
Fantastyczna opowieść o starszej pani, pouczająca. Czasami marzę o tym aby mieć trochę pieniędzy na luksusy, pobyć w miejscach, o których myślę. W końcu pocieszam się tym, że mam tysiąc złotych emerytury, a inni nawet tego nie maja i robi się dobrze na duszy i patrze na wiosnę za oknem, krokusy na rabatce przed domem i nie myślę o nocnym koszmarze z serduszkiem, tylko staram się cieszyć każdą dobrą minutą. Nie wiem jak długo jeszcze tak potrafię. Całuski dla ciebie posyłam i serdeczne uściski.
Spotkania po latach zawsze są emocjonujące i napawają nas mnóstwem wspomnień z dawnych lat a jeśli są przy okazji tak ważnych wydarzeń to tym bardziej są wzruszające…Opowieść o starszej Pani ciekawa. Warto się zastanowić dwa razy zanim się coś zrobi,bo później może być niezbyt ciekawie…
Pozdrawiam ciepło i wiosennie:*:*:*