Wyskoczyłam z łóżka; ależ rajska pogoda! Marzenie. Rano, a już tak ciepło. Rozsunęłam na oścież balkonowe drzwi i spojrzałam na morze. Przez jakichś czas patrzyłam na jego widok, na turkusowe barwy krystalicznej wody. W Cancun wręcz nie sposób się jej oprzeć.
Wśliznęłam się w kąpielowy kostium, opasałam cienką, kolorową chustą z frędzlami. Chwilę spędziłam przed lustrem; już gotowa na plażę. Po drodze zatrzymałam się na krótkie gadu gadu ze znajomymi, którzy leżakowali przy basenie. Obok nich zostawiłam swoje rzeczy i zeszłam po kilku schodkach na piasek.
– Hola! – pozdrowiłam przyjaciół siedzących w cieniu pod parasolem. Pomachaliśmy sobie na dzień dobry.
– Idę pływać – rzuciłam.
– Liliana! – zawołał Leo. – Bądź ostrożna, uważaj na rekiny.
Byłam pewna, że żartuje. Uśmiechnięta pokiwałam głową i pomaszerowałam do spokojnej zatoki przy Club Med, w której codziennie pływam.
W połowie drogi zaczepiła mnie Señora Laura.
– Buenos dias Lili…czytałaś dzisiejszą gazetę?
– Nie, tutaj prasy nie czytam. Nie chcę karmić się złem i tragediami.
– Jest w niej wzmianka, że wczoraj, blisko brzegu zauważono rekina.
– Co? Niemożliwe! Od dwudziestu lat przyjeżdżam do Cancun… tu nigdy nie było strachu z powodu rekinów! W tym morzu jest tyle pożywienia, że one nie potrzebują go szukać przy plaży.
– Też tak sądziłam, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże, uważaj na siebie.
– Gracias – podziękowałam zaskoczona i z bardzo dziwnym uczuciem poszłam dalej.
Spojrzałam na swoje ręce, dotknęłam szyi by upewnić się, że z pierścionkami zostawiłam w domu także łańcuszek. Spokojniejsza, że nie mam na sobie żadnych świecidełek, idąc skrajem brzegu robiłam gimnastykę. Rozgrzana doszłam do cypla Club Med, gdzie łagodne fale głaskały przybrzeżny piasek. Dałam nura w cudowną wodę i popłynęłam przed siebie. Po kilku minutach spostrzegłam Andrzeja płynącego w oddali za bojami. Pomachałam ręką, aby mnie zobaczył. Wtedy usłyszałam dźwięk gwizdka. Rozejrzałam się dokoła. W wodzie poza nami nie było nikogo, za to wyraźnie podekscytowany ratownik, patrząc w moją stronę gwizdał zawzięcie.
Podpłynęłam do brzegu i zapytałam:
– Jakichś problem?
– Tiburon!…dzisiaj przed godziną widziano tu rekina. Nie sieję popłochu tylko ostrzegam. Bądź czujna i miej otwarte oczy.
Gdy stałam osłupiała, zastanawiając się czy ponownie wejść do wody, przypłynął Andrzej. Złapał mnie pod wodą za noge, rozbawiony. Spoważniał, gdy powtórzyłam mu to, co przed chwilą usłyszałam.
Troskliwie przytulił i uspokajał:
– Wypatruj cienia wielkiej ryby i płetwy nad wodą. Płyń wzdłuż plaży, blisko brzegu. Nie ma co panikować.
Niepewnie zanurzyłam się znowu w boskich falach. Płynąc cały czas trzymałam głowę nad powierzchnią, nieustannie rozglądałam się jak kameleon. Swój rutynowy dystans przepłynęłam wyjątkowo zmęczona. Z dudniącym sercem, na nogach miękkich jak z waty wyszłam na plażę i pomaszerowałam w stronę domu. Dochodząc do grupki przyjaciół zauważyłam poruszenie. Dyskutowali, a Leo co chwilę wpatrywał się w morze.
– Co się dzieje?- zapytałam zdyszana.
– Kilometr stąd rekin zaatakował Kanadyjkę – odpowiedział z przerażeniem w oczach. – Ale dziewczyna sama sobie zawiniła. Jakaś głupia, mówią, bo kiedy zauważyła rekina to zamiast uciekać, do niego podpłynęła. A była to matka z małym, więc nic dziwnego, że zaatakowała.
Na tę wiadomość zakłuło mnie w dołku. Ścisnęłam usta i obróciłam się w stronę Club Med wypatrując Andrzeja. Nie było go w zasięgu wzroku. Zdenerwowana poszłam do domu i wyglądałam go z okna. Uspokoiłam się po kwadransie, widząc jak dobiega do parasola.
Wieczorem, gdy spotkaliśmy się w restauracji z naszym przyjacielem Marco, opowiedziałam mu tę historię, ciągle pod jej wrażeniem. Roześmiał się w głos, kiedy skończyłam.
-Z czego się śmiejesz?
-Z niewiedzy, bo rekin to nie delfin! Z potomstwem nie pływa. Rekin to żyworodna ryba, rodzi wypuszczając do wody swoje małe i tyle. Nie słuchaj takich bzdetów. Prawdą jest jedynie to, że zaatakowana została Kanadyjka. Na szczęście przeżyła. Ta historia jest już w Novedades, na Internecie – Marco wyciągnął swoją Black Berry, by pokazać nam zdjęcia z ostatniej sensacji w Cancun.
Tydzień po przyjeździe do Ottawy, zadzwoniłam do swojej najlepszej przyjaciółki z Polski, by powiadomić ją, że jestem z powrotem w Kanadzie. Gdy się odezwałam, ona, ile tylko miała sił w płucach wydarła się na mnie z wyrzutem.
-Lilka, ja jak ta głupia czekam na twój telefon! Dlaczego dzwonisz dopiero teraz?!
– No, co ty, od mojego przyjazdu minęło zaledwie kilka dni. Czemu się denerwujesz?
– Bo u nas w telewizji trąbili, że w Cancun rekin poszarpał Kanadyjkę polskiego pochodzenia, w dodatku z Ontario. Ty byś się nie denerwowała?
Minął rok od tamtego wydarzenia, które zabrało mi rozkoszne uczucie beztroski, gdy zanurzam się w krystalicznej wodzie Karaibskiego Morza. Kolejny raz uświadamiam sobie, że w tropiku, to co piękne, zazwyczaj jest niebezpieczne. Mimo że meksykańscy przyjaciele zapewnili mnie, że z Mayan Riviera przegoniono wszystkie rekiny, to wskakując do boskiej wody, wciąż czuję drżenie.
Przygoda z gatunku tych ‚dających do myślenia’… Ostrożność ostrożnością, ale to zdjęcie niemal zaprasza do wejścia i popluskania się przez trochę. Choćby przez pięć minut.
Ech i mamy wybór Zofii 🙂
Andrzej,
Kup sobie taką płetwę, którą się przyczepia do pleców. Nie, nie! Nie po to aby robić zamieszanie na plaży (wszak ratownik mógłby Cię odstrzelić), ale jak taki prawdziwy rekin zobaczy drugiego rekina z… brodą, to z samego szacunku spławi się w sekundę!
No, tak … nie wszystko złoto co się świeci. Obce chwalimy, cudze ganimy. W naszym Bałtyku byłoby im chyba za zimno, nie wiem, nie jestem obcykana w rekinach. Z drugiej strony, widok zapiera dech w piersiach. Dlaczego życie jest takie krótkie i nie można być w tylu pięknych miejscach na świecie? Pozdrowienia przesyłam serdecznie i powodzenia we wszystkim…
O jej! Miało być: obce chwalimy, własne ganimy, cóż… babcie niektóre czasem tak mają:))) Jestem roztrzepana, lapsusy to moja domena:))) Teraz przyszłam się wygrzać, jak popatrzyłam, poczytałam, rekina przegoniłam.. zaraz mocy nabrałam.. Wow! Pięknych Świąt, Liluś kochana, rodzinnych i takich, jakich pragniesz sama…
Widok i kolor wody wydaje się bajeczny ale ludzie, którzy nie wiedzą o zagrożeniu, mogą popaść w pułapkę jak ta biedna kobieta. Woda zachęca do zanurzenia się. Najpewniej ja także, jako osoba uwielbiająca wodę i szalone pływanie nie oparłabym się tej przyjemności. Czy umiałabym się zachować widząc pletwę wystającą z wody, nie wiem, bo czasami strach paraliżuje i nigdy się nie wie, kiedy wpadnie w popłoch. Cudnie wyglądasz na tej plaży i cudne otoczenie wokół. Tylko pomarzyć. Całuski dla Ciebie Lilianko, dobrze że wróciłaś.
Widok z oka nieziemski, bajka, az dech zapiera, szczesciara jestes :)) super, ze umiesz tym cieszyć sie, pieknie wygladasz i jaka opalona, zazdroszczę!! kocham słońce, wodę..” przygoda ” z rekinem dająca do myslenia, myslę, że nie pozbedziesz sie juz tego lęku..uzywaj, korzystaj, baw sie iii pozdrawiam serdecznie :))
Dziękuję za komplementy.
Tak, Cancun jest moim miejscem, dlatego nazwałam go rajem. Ale nie czarujmy się,
nie ma raju na ziemi, Cancun ma także wady.
Wiem o nich i z nibezpieczeństw zdaję sobie sprawę, jednak TU czuję się wspaniale.
Tropik i karaibskie morze czyni mnie szczęśliwą.
Uwierz mi, że to doceniam.
Pozdrawiam z uśmiechem i zapraszam do Meksyku.
Aż się wierzyć nie chce, że te widoki są prawdziwe. Cudne. A Ty, jak syrena… Tylko te rekiny, chyba lęk pozostaje po takich newsach. ja chyba już nie weszłabym dalej do wody, niż po kolana.
Pozdrawiam i życzę nieustającej radości.
Niestety nie pływam , a może to dobrze. Piękne widoki podziwiam z brzegu.W takich morzach wszystko może się zdarzyć. Pozdrawiam serdecznie…
Bardzo piękne kolory,cudowna opalenizna!!!Opowiadanie o rekinie takie straszne,ale mimo wszystko pobiegała bym po piachu i popluskala w tym cudnym niebieskim kolorku…Pozdrowionka wiosenne zostawiam http://krystynkabaj.bloog.pl/
Najserdeczniejsze życzenia zdrowych,
radosnych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy,
smacznego jajka, mokrego dyngusa,
a także odpoczynku w rodzinnym gronie. Życzy Angel:*
Wprawdzie do tchórzy nie zaliczam się,ale w głąb wielkiej wody bym nie weszła. O nieszczęśliwej przygodzie Kanadyjki słyszałam,ale w lutym zeszłego roku. Widać mieszkanki Kanady nie są ulubienicami meksykańskich rekinów.
Wesołych Świat Wielkanocnych
Wysylam Ci za wodę słoneczny,radosny,Wielkanocny promyczek oraz wszystkie kolorki tęczy zroszone dyngusową wodą….Jesteś tak daleko a zarazem blisko tak…. Z serdecznymi pozdrowieniami Krystyna z malej wioseczki blisko Szczecina..Dziekuję za życzenia i odwiedzinki.
Dziękuję za życzenia i także życzę Ci dobrego, beztroskiego świętowania:)
Przyszłam serdeczności przekazać, bo u siebie tego nie mogę zrobić, Onet szaleje z usterkami i nie ma możliwości korzystania z bloga. Miłych wiosennych dni ze słońcem Ci życze.
Zapraszam Cię serdecznie na mój nowy blog, bo Onet przestał zupełnie działać.
http://comniecieszy.blogspot.com/
Przesyłam moc pozdrowień i życzę uśmiechu:*
Trzymm kciuki, oczywiście, ze trzymam, bo pamietam. Życzę powodzenia i sukcesu jak najszybszego. całuski na dobre dni zostawiam.