Owoc tamtej decyzji

Dla wszystkich, których życie postawiło w kropce, wymagało
podjęcia decyzji zostać czy wyjechać. Teraz po latach spoglądasz wstecz
i zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłeś. Osiągnąłeś to czego chciałeś?
Zaszedłeś dalej? Odnalazłeś siebie? Poznałeś świat? Znalazłeś swoje
miejsce na ziemi?

54„Czy było warto? Odyseja dżinsowych kolumbów”- powieść o Nas i dla Nas wyszła także w postaci e-booka. Wystarczy kliknąć, by razem ze mną wyruszyć w tę wielką i prawdziwą przygodę polskich emigrantów.
http://www.eclicto.pl//27535,E-BOOKI_obyczaj-romans_Czy-bylo-warto-odyseja-dzinsowych-kolumbow.html?utm_source=swiatczytnikow.pl&utm_medium=por&utm_content=link&utm_campaign=porownywarki&utm_term=obyczaj,%20romans#comments_box

Opublikowano Uncategorized | Otagowano | 65 Komentarzy

Angielska wersja „Czy było warto”

„Czy było warto” – „Was it worth it” wprowadzona na rynek przez wydawnictwo Troubador w Anglii.
O tym w wywiadzie z Naczelnym Redaktorem GazetaGazeta w Toronto Małgorzatą Bonikowską

Polska imigracyjna historia teraz dostępna po angielsku

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

Polskie Radio 1030AM & 1300AM Chicago

grafika czytania

Nic nie dzieje się tak, jakbyśmy się spodziewali – uciecha zarazem frustracja wypełnia nasze życie. Już przestało mi to przeszkadzać, pogodzenie się z ów faktem przyszło z latami, choć muszę przyznać, że nadal najbardziej rozgrzewają mnie i dodają skrzydeł rzeczy, których przyjścia nie widziałam.

Polskie Radio Chicago

Dzisiejszego wieczoru, 10 sierpnia,
o godzinie 22:00 EDT,
w Polskim Radio Chicago 1030AM & 1300AM rozpoczęła się transmisja “Czy było warto” Odysei Dzinsowych Kolumbów.

Z Polonią od 35 lat!

WordPress nie daje możliwości na wstawienie audio pierwszego odcinka, toteż zainteresowanych zapraszam na Facebook.

My story isnt over yet!

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , | Dodaj komentarz

Mam trzy dusze

Okładka MagazynuTrzymam w ręku prezent od koleżanki, która wróciła z wojaży po Polsce. Jest nim jedno z najbardziej prestiżowych czasopism, wychodzących w Warszawie – “Książki Magazyn Literacki”, a w nim wywiad Redaktora Naczelnego przeprowadzony ze mną na jednym ze spotkań autorskich w stolicy. Jakby na życzenie ukazał się podczas Warszawskiego Kiermaszu Książki.
Ot ci niespodzianka!
I choć smakuje wyśmienicie, to smak uznania jest niezastąpiony.

Cover top

Liliana Arkuszewska
Czy było warto
Autorka jest jednocześnie bohaterką swojej powieści. Pochodzi ze Szczecina, zdecydowała się jednak na odważne wyzwanie – wyjechała zagranicę i ostatecznie osiadła
w kanadyjskiej stolicy Ottawie. W pewnym momencie zaczęła spisywać swoje przeżycia i nim się spostrzegła stała się pisarką. Potwierdziła to nie tylko tą książką, ale też spotykając się z polskimi czytelnikami podczas podróży po rodzinnym kraju.

Dżinsowi Kolumbowie z podtytułu książki to epitet, jakim autorka obdarzyła swoje pokolenie i środowisko, zapewne będziemy do niego wracać przy kolejnych opisach tej zbiorowości z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Chociaż “Czy było warto” utrzymana jest w konwencji powieściowej, to ma niepowtarzalną wartość literatury faktu, czy wręcz
dokumentu. To też jest zasługą talentu i umiejętności twórczych autorki, która mimo wielu lat spędzonych na emigracji prezentuje żywy i bogaty język, pełen trafnych porównań, ciekawych zwrotów i metafor.
A czy było warto?
Na to pytanie każdy czytelnik musi sam sobie odpowiedzieć.
Na pewno warto było przeczytać tę książkę! (PD)
Novae Res Gdynia 2013 s 504 39.90 zł ISBN 978-83-7722-411-3

– Pani książka zatytułowana „Czy było warto?…” przedstawia życie „dżinsowych Kolumbów”. Kto się kryje pod tym określeniem?

LIL head shoot– Wielu z nas pamięta czasy, kiedy w Polsce panowała beznadzieja. Za miesięczną pensję kupowaliśmy parę dżinsowych portek, czekaliśmy latami na mieszkania, wystawaliśmy w długaśnych kolejkach za żywnością i podstawowymi środkami do życia. Pragnęliśmy być wolni, śniąc o lepszym bycie. Krzysztof Kolumb oprócz tego że był podróżnikiem, był marzycielem. Podobnie dżinsowi Kolumbowie, sięgali gwiazd, rwali się do spełniania marzeń – Polscy ryzykanci, którzy w latach osiemdziesiątych wyruszyli w świat w poszukiwaniu lepszego jutra.
A czy znaleźli to czego szukali? Czy było warto?
Właśnie o nich, o losach polskich emigrantów jest ta współczesna Odyseja dżinsowych Kolumbów.

– Na ile książka ma wątki autobiograficzne, na ile jest reportażem i czy jest w niej również kreacja literacka?

– Gdy książka zaczęła pojawiać się w księgarniach, kręciłam głową ze zdumienia widząc różne gatunki literackie do jakich ją zaklasyfikowano; do biografii, książki podróżniczej, obyczajowej, romansu, także do literatury pięknej. Trudno jest ją umieścić w kanony jednego gatunku. Nie jest reportażem, który według mnie jest czysto informacyjny i suchy. „Czy było warto…” jest literaturą faktu jednocześnie powieścią bardzo osobistą, intymną, pełną emocji zarówno łez jak i euforii. Wciąga czytelnika w odsłonięte historie życia, z każdą stroną żywa, szczera i prawdziwa. Myślę, że dlatego zdobywa serca czytelników. A kreacji literackich nie brakuje. Są one w refleksjach i planach inspirowanych marzeniami.

– Czuje się Pani polską pisarką na emigracji czy Kanadyjką piszącą po polsku?

– Zwykłam mówić:
mam trzy serca, trzy dusze i trzy razy więcej kochać muszę.
Polska jest moją ojczyzną, Kanada moim domem, niemniej jednak jestem także mocno związana z Meksykiem. W zależności od pejzażu w jakim się znajduję, czuję się Polką bądź Kanadyjką bądź wielką Szczęściarą. Nieważne jest pod jaką szerokością geograficzną człowiek żyje, ważne czego chce i co robi, by zrealizować swe cele i pragnienia. Jedno jest pewne – zawsze jestem i czuję się sobą.

– Jak Pani widzi dzisiejszą Polskę z kanadyjskiej perspektywy?

– Miasta wypiękniały. Wspaniałe, wręcz imponujące lecz tylko fasady. Po zaglądnięciu głębiej odbieram Polskę zatroskaną. Biegnącą w życia tempie wręcz zagubioną. Rodacy niezgodni i zmęczeni. Brak entuzjazmu, a uśmiechniętych twarzy jak na lekarstwo. Nawet po zmianie ustroju w Polsce zjawisko emigracji nie przeminęło z wiatrem. Dylematy z jakimi borykała się moja generacja są wciąż żywe. Choć częściowo odmienne od tamtych sprzed lat, to przewodnie hasło „polepszyć sobie byt” dla rzeszy Polaków ciągle pozostało. Brakuje mi w Polsce pogody ducha, którą mam w Kanadzie i latynoskim świecie. A spodziewałam się, że będzie inaczej.

Rozmawiał Piotr Dobrołęcki

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , , , , , | 6 Komentarzy

Ostatnie pożegnanie

Śmierć nieuchronnie zabiera każdego. Jest czymś, od czego nikt nie może uciec, pewna jak nadejście nocy po dniu, zimy po jesieni, starości po młodych latach.
Aby przetrwać, ludzie przygotowują się do ciężkiej zimy, aby nie cierpieć przygotowują się do starszego wieku.
Iluż potrafi przygotować się do śmierci?

Mama Szczecin
26 luty 2014

Dzisiaj żegnamy najdroższą nam osobę – Naszą Mamę.
ONA dała nam życie, potem miłość, ciepło, komfort, wspaniałe dzieciństwo. Wspierała nas zawsze.
Nauczyła nas kochać, kochać bezwarunkowo.
Nie ma osoby na tym świecie, która kocha nas bardziej niż Mama.
Kocha nas za nasze zalety, słabości i wady.
Jej mądre rady prowadziły nas przez życie.
Dzięki NIEJ jesteśmy tym kim jesteśmy.
I choć odeszła w lepszy świat, jest i pozostanie zawsze z nami.
Kochamy cię Mamo.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , | 8 Komentarzy

Dżinsowi Kolumbowie

Sydney Kapitan Kuk (James Cook) odkrył Australię, szukając Terra Incognita, Krzysztof Kolumb myślał, że znalazł Indie, a odkrył Amerykę.
Dżinsowi Kolumbowie wyruszyli w świat w poszukiwaniu krainy, w której można żyć godnie i szczęśliwie. Na każdym kontynencie są nas tysiące, nawet miliony.
Który kraj okazał się najlepszy?

„Najlepszy kraj do życia”– mówią o Kanadzie polscy emigranci.
„Najszczęśliwszy” – twierdzą ci, co osiedlili się w Australii. Dodać należałoby jeszcze Stany i Nową Zelandię – kraje emigrantów, gdzie każdy jest skądś; i dyskusja byłaby fascynująca. Moglibyśmy polemizować godzinami.
Czy jest ten jeden NAJ?
Mam wątpliwości, jako że spotykając na swojej drodze Dżinsowych Kolumbów, którzy wyemigrowali do tych krajów, słyszę: „Tam czujemy się jak u siebie”, spełnieni, z przeświadczeniem że… WARTO BYŁO gonić za marzeniami.

Audycja radiowa prowadzona przez Elżbietę Chylewską, szczeciniankę z Sydney.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , | 1 komentarz

Mój Dom

sanding przed domem Hola, hola! Wystarczy tej książkowej przygody – odezwał się z morza myśli głos rozsądku. Czas zmienić kurs. Nadać żaglom inny kierunek. Zawitać do naszej przystani – zająć się domem. W odstawce od paru lat, nie skarżąc się czekał cierpliwie, by mu poświęcić wyobraźnię, czas i troskę. Odnowić go, przywrócić blask, zmienić wystrój z duchem czasu – zrobić w nim remont.

Dom, ten własny kąt jest marzeniem wielu młodych ludzi. Mieszkać samodzielnie, choćby w ciasnym, ale “swoim” mieszkaniu.
Trzydzieści lat temu w Polsce, było ich jak na lekarstwo.
Szczęściarze, którym udało się dostać takowy, traktowali go jak własny. Choć prawnie nim nie był, to chciało się mieć przynajmniej takie odczucie. Z tym przeświadczeniem na własny koszt odnawiało się adeemowskie, zakładowe mieszkania, pokoje, poddasza. Przerabiało się je, malowało i tapetowało, jako że mieszkać chciało się ładnie. A pofantazjować o własnym domu w mieście, można było wówczas za szesnaście złoty w kinie na hollywoodskim filmie.

Tym co nie mieli szczęścia, tak jak my, mówiono: trzeba czekać. Jak długo? Nikt nie wiedział. Czekaliśmy więc z mieszkaniową książeczką z pełnym wkładem i osiemnastoletnim członkostwem w spółdzielni. Wtedy w kolejkach czekało się na wszystko, z nadzieją, że może wkrótce cierpliwość zostanie wynagrodzona. Pocieszałam się tak, pocieszałam, aż niespodziewanie, jednego wiosennego popołudnia zawrzało we mnie oburzenie przeciw otaczającej stagnacji. Miałam dosyć. Czekać dłużej nie chciałam. Zbuntowana postanowiłam wziąć los w swoje ręce, poszukać szczęścia gdzie indziej – zmienić kraj i kontynent.
I?
Okazało się, że na obczyźnie szybko dołączyliśmy do grona szczęściarzy. Najpierw w Paryżu, potem w Ottawie mieliśmy swoje mieszkanie.
Po latach kupiliśmy upragniony dom.

Od trzech dekad żyjemy w Kanadzie, z dala od Polski, z dala od Europy. Adaptacja w innym świecie przebiegała często bezwiednie. Miesiąc po miesiącu, rok po roku, stopniowo zmieniał się nasz stosunek do życia, poczucie piękna, tendencje, smaki. Jak risotto doprawione różnościami, nasza europejska mentalność wymieszała się z amerykańską. Nic dziwnego, że jesteśmy inni, jednak pewne zakorzenione cechy, dają znać, że w dalszym ciągu identyfikujemy się z Europejczykami.
Dla nas Dom to rodzinne gniazdo, w którym mieszkamy od lat, które kochamy, a dla
Kanadyjczyka czy Amerykanina to inwestycja, ma zupełnie inne znaczenie. Rzadko kiedy mieszkają w jednym przez wiele lat, a o tych, którzy mieszkają w nim całe życie, nie słyszałam.
Podczas remontu pytali zaciekawieni, kiedy wystawiamy dom na sprzedaż.
Nie dziwiło mnie to, ale…

Mój dom nie na sprzedaż drodzy przyjaciele
To więcej niż lokal, więcej niż wiele
Własny kąt, gdzie pod dachem jednym
Dzielę przestrzeń wspólną z gronem dość liczebnym

Adres mój się w nim zadomowił od jego nowości
Ileż dumy wprowadzać się do swojego i ileż radości
Wybierać kolory wnętrz jego, rodzaj wykończenia
W nim gust mój zamieszkał z rzeszą mego mienia

Wnieśliśmy weń ciepło domowego ogniska
Zwyczajną serdeczność, co to wszystkim bliska
Wprowadziły się nawyki, ład i porządek
Dobrego samopoczucia właściwy zaczątek

Swojskość co czeka u progu i wypoczynek
Gościna w mym domu ma stały meldunek
Sporo miejsca zajmują rodzinne spotkania
Czas, gdy z przyjaciółmi mam do pogadania

W nim rodzą się pomysły, plany, dążenia
Zachcianki się zdarzają, często do spełnienia
Zaproszony optymizm wszedł po kryjomu
Rozgościł się w murach mego domu

I miłość w nim mieszka, mieszkają marzenia
I spokój i cisza i chwile wytchnienia
I żale tu zajrzą i łezka się wkradnie
I mina marsowa czasami napadnie

Wspomnienia wcisnęły się w kąty na trwałe
Pamiątki w szufladach, osiągnięć medale
Zdjęć multum w albumach na półkach tu drzemie
Sięgnąć po nie wystarczy, gdy się ma życzenie

Muzkę na maksa nastawić tu mogę
Puścić się w tany przez całą podłogę
I śpiewać i krzyczeć, cieszyć do woli
Tu taki nie mieszka co mi nie pozwoli

Wiem, że w swoim domu naprawdę odżyję
Wieczorem, gdy na kanapie się ułożę, kocykiem przykryję
Leniuch mój, też tutaj sypia, jadam z nim śniadanie
Dom mój ciepły kożuch, mam w nim swoje spanie

Tu pościel mam swoją i swoje manele
Garderobę, pachnidła, różne duperele
Tu wanna w łazience zaprasza do siebie
Codziennie się pluszczę, czując się jak w niebie

Tęsknię za nim niezmiernie, w każdej mej podróży
Żaden hotel, choćby najlepszy, tęsknoty nie zburzy
Radość mnie rozpiera, gdy dom dekoruję
To miejsce szczególne, u siebie się czuję

Wtedy myślę: szczęściara ze mnie nie lada
Nie wszystkim się w życiu tak dobrze układa
Jakże mogałabym sprzedać, coś mi tak drogiego
Nie znajdę w takiej cenie drugiego takiego.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , , , , , , , , , | 8 Komentarzy

e-book… o Nas i dla Nas

e-book Są książki o sławnych ludziach, na modłę American Dream: zaczynał jako pucybut, a został multimilionerem, przygodowe, sensacyjne, o miłości, …
Którą wybrać?
Najlepiej opowieść o nas samych, którą ktoś napisał. Po tę sięgniemy najchętniej, tę przeczytamy z zapałem.
Zapraszam.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , | 6 Komentarzy

„Płaczę rzadziej, kocham mocniej, śmieję się głośniej”


Gwiazda Polarna
Biesiada kulturalnaZ LILIANĄ ARKUSZEWSKĄ, autorką książki Czy było warto? Odyseja dżinsowych Kolumbów, rozmawia GRZEGORZ WORWA

Książka natychmiast podbiła czytelników po obu stronach Atlantyku. Czy było warto? Zdecydowanie warto było ją napisać. A czy warto było opuścić ojczyznę w poszukiwaniu swojego miejsca na Ziemi? Na to pytanie czytelnicy odpowiedzą sobie sami. Będą się z tą opowieścią utożsamiać zarówno ci, którzy myśleli o emigracji, a mimo wszystko pozostali w kraju, i zastanawiają się teraz: „może trzeba było?”, jak i ci, którzy wyjechali na stałe. Jedni z nich znaleźli w nowym świecie dom, drudzy powrócili w ojczyste strony, a jeszcze inni w dalszym ciągu wypatrują swojego szczęścia.

Polscy emigranci – są nas miliony, rozjechaliśmy się po różnych zakątkach świata w poszukiwaniu lepszego bytu, odmiennego sposobu na życie. Każdy dotarł gdzieś tam, swoją niepowtarzalną drogą. Losy każdego z nas to książka – historia emigranta; słuchając opowieści o nich ze zdumienia kręcimy głową.

GRZEGORZ WORWA: Skąd w Tobie talent pisarski, debiutujesz jak onegdaj Andrzej Kuśniewicz, nie będąc nastolatką. Czy wcześniej podejmowałaś jakieś próby pisarskie, czy to tak z pierwszego uderzenia, spod serca i od razu do ksiegarni?

L B:WLILIANA ARKUSZEWSKA: Czy było warto? Odyseja dżinsowych Kolumbów jest moim debiutem w pełnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście, było to pierwsze uderzenie na emigracji, książka także wyszła spod serca, ale nie od razu do księgarń. O takich cudach debiutanta nie słyszałam. Trzeba się było sporo napocić, by to marzenie zostało zrealizowane.

Zawsze lubiłam pisać, ale pisałam tylko dla siebie. Przed nastoma laty otrzymałam od życia niespodziewany silny cios, zabolał, emocje mocno szarpnęły moją duszą i tak ni stąd, ni zowąd do głowy wpadła idea napisania książki. Przez lata miałam w zamyśle napisanie powieści, ale codzienne wyzwania na emigracji, obowiązki, walka o przetrwanie i stabilizację pochłaniały za dużo czasu i energii, nie pozwalały od razu chwycić za pióro. Do tego momentu dojrzewałam przez lata.

– Jak to jest z tym pisaniem, czy pisałaś narzucając sobie reżim czasowy, czy też tak jak emocje grały, a może ich wcale nie było?

– Dobrze wiedziałam, że samo nic nie powstaje. W momencie, gdy poczułam, iż przyszedł czas na napisanie książki, po prostu wzięłam się do pracy. Wówczas dostałam w prezencie książkę Robert’s Rules of writing 101 unconventional lessons every writer needs to know, w której wyczytałam, że należy pisać każdego dnia, niezależnie od tego, czy przychodzi natchnienie czy nie, trzeba chociażby klepać w klawisze, pisać cokolwiek, ale codziennie. Tę regułę zastosowałam. Po pracy jadłam obiad i wchodziłam w strony. Kiedy zaplątane myśli nie dawały się rozsupłać, stukałam w klawisze. Emocji było aż nadto i dołączyły nowe – frustracja nie raz sięgała granic, bezsilność, kłótnie z koncepcją wyciskały z oczu łzy – ale się nie poddawałam. Dzień po dniu, zdanie po zdaniu, strona po stronie brnęłam do przodu, aż zrodziła się moja pierwsza powieść.

– Czy napisaniem książki chciałaś komuś coś udowodnić? Bo to teraz kto żyw za pióro łapie, obdzielając czytelników wspomnieniami.

– Nic z tego, żadne udowadnianie, nawet samej sobie, nie wchodziło w grę. Tak zwyczajnie chciałam napisać książkę, nie tylko o sobie, ale niewątpliwie o znaczącej dla wielu Polaków wielkiej emigracji lat 80., która była zupełnie inna od tej z dawnych czasów, jakie są nam znane z lektur. Spotkałam się z opinią, że Czy było warto… jest „jaskółką nowego trendu”. Niewątpliwie, jeżeli są takie książki, to jest ich bardzo mało. W niej jest sama prawda, bez wzniosłych ideologii, napisana szczerze, bez ogródek. Sądzę, że właśnie dlatego zdobywa serca czytelników.

Moje/nasze życie ma w sobie wielką przygodę. W tę przygodę chciałam zabrać każdego czytelnika. Pokazać mu, jak potrafiliśmy sobie radzić w świecie, czego nauczyła nas komuna, które sztuczki i kombinacje, jak wiele razy okazywało się, były przydatne częściej niż byśmy tego chcieli.

– To o czym jest ta książka; czy to Twoja biografia?

– Nie można tej książki łatwo zaszufladkować, włożyć w kanony jednego gatunku literackiego. Jest napisana w formie powieści – one big story, a ponieważ wszystko jest z życia wzięte, niektórzy zaliczają ją do literatury faktu, biografii, inni do książek obyczajowych, jeszcze inni do przygodowych. Jak zwał, tak zwał, chyba nie ma znaczenia. Ważne, że wciąga czytelnika od pierwszej strony.

Czy było warto… jest książką o wyprawie w nowe życie, o podejmowaniu decyzji i ponoszeniu konsekwencji. O wytyczaniu celów. O miłości – siostrzanej, małżeńskiej, rodzicielskiej. O przyjaźni – takiej bez słów, za to na dobre i na złe.

Żyjemy w paskudnych czasach, kiedy pieniądz miesza w głowach i już od rana włączając radio albo Internet słyszymy, że gospodarka w opałach, huśtawka na giełdach uszczupla portfele. Jesteśmy karmieni terrorem, wojnami, klęskami natury. Ja chciałam pokazać, że jeszcze istnieje przyjaźń, miłość i szlachetne cele. Jest to książka niezwykle pozytywna, która pozwala wierzyć, że nigdy nie jest ciągle źle, że w większości przypadków od nas samych zależy nasze życie.

– Czy książka zmieniła coś w Twoim życiu?

– Nie tylko zmieniła „coś”, ale zmieniła mi całe życie, przestawiła je do góry nogami. Otworzyła wiele drzwi, poznałam bardzo ciekawych, dobrych ludzi, poznałam samą siebie znacznie lepiej. Dostrzegam więcej, jestem bardziej wrażliwa, płaczę rzadziej, kocham mocniej, śmieję się głośniej. Zmieniły się cele, przybyło marzeń, nawet sny mam bardziej kolorowe.

– Planujesz ciąg dalszy Odysei dżinsowych Kolumbów?

– Tak, gdy zabierałam się za pierwszą książkę, wiedziałam, że niemożliwością jest skończyć opowiadanie pierwszym tomem. Ostatnie zdania w „Czy było warto…”  są początkiem następnej książki, jako że barwne życie emigranta toczy się dalej.

– Z niecierpliwością będę czekał na ciąg dalszy, bo muszę przyznać, że ciekawi mnie, co będzie dalej. Tak więc życzę weny.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , , , , , , , , | 11 Komentarzy

La joie de vivre

Są takie miasta, które fascynują, swym wdziękiem potrafią zauroczyć. Przywołują spojrzenia, cieszą gdziekolwiek się w nich nie obrócę.
Budzą zmysły, tęsknotę, wyobraźnię, dają to, czego potrzebuję.

Panoramic View of Montreal
Jednym z nich jest Montreal – pociecha Kanady.
W Ameryce Północnej największe francuskojęzyczne miasto, położone malowniczo na wyspie. Żabi skok od Ottawy, toteż woła mnie kilka razy w roku. Tam mam swoje kafejki wypełnione gośćmi od drzwi po ściany, w których café crème smakuje tak samo jak w Paryżu i odziane atmosferą zaciszne zakątki w wąskich uliczkach Starego Miasta. Przypominają nasz pierwszy przystanek na szlaku emigracji.

My Cafe place in Montreal Montreal ma wiele do zaoferowania, ale nie dlatego przyciąga mnie do siebie. Więc dlaczego jest tym wybranym, za co go miłuję?
Za różnorodność, energię, otwartość, za mozaikę ludzi pochodzących ze wszystkich zakątków świata, z ich osobistymi doświadczeniami i różnymi punktami widzenia.

St Joseph Ilekroć jestem w Montrealu, odwiedzam Oratorium Świętego Józefa. Jest w nim coś, co trudno wyrazić słowami, szmery głosów zabarwione melodiami różnych języków, ciepło wywołane płonącymi lampionami, których ilości nie jestem w stanie zliczyć, intensywny aromat świec wprowadza w zadumę. Niepojęta zmysłom i doświadczeniom duchowa siła łagodzi emocje, rozplątuje myśli, pozwala zrozumieć sens życia. Wskrzesza nadzieję, z jej nadzwyczajną siłą.

Miłuję Montreal za to czym dla mnie jest – miastem, w którym potrafię uspokoić i nacieszyć  swoją duszę.

Montrealczycy nazywają swoje miasto la joie de vivre – radość życia.
Coś w tym jest, mówię Wam.
Tam moje serce bije raźniej!

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , , | 7 Komentarzy

Dziwactwo?

Był taki czas, że nie kołatały mi w głowie myśli, jak zorganizować moje dwadzieścia cztery godziny. Ot, miałam swoją rutynę – codzienna praca, obowiązki, a po nich pisałam pierwszą książkę, często zarywając niejedną noc.

Dzień i Noc Teraz mimo że jestem panią własnego czasu i z dnia na dzień przyrzekam sobie, że będę wcześniej kładła się spać, to nigdy mi się nie udaje.
Co noc tak samo!
Jeszcze godzinę, jeszcze piętnaście minut, jeszcze trochę… spowita ciemnością, przy świetle lampki, w poświacie księżyca piszę w ciszy. Palce pomykają po klawiszach, płyną słowa na ekranie. Zdania łączą się jedno z drugim ciągnąc nić fabuły. Raźniej, bo google też nie śpi, niestrudzony sufler chętnie podpowiada. Słowniki czuwają, błędy poprawiają. Linijka po linijce, skończyć zaczętą myśl, przybył paragraf, kolejny wątek już świta.
Czas płynąłby bezwiednie, gdyby nie irytował głos z komputera, obwieszczający godziny.
It’s zero hours – minęła północ.
Ani się nie spostrzegłam, znowu przypomina niepytany: it’s one hour.
Potem wybija druga. Za pół godziny kończę! – zaklinam się w duchu.
O trzeciej mówię: jeszcze moment, a gdy moment minie, obiecuję sobie:
jeszcze tylko jedno zdanie…
I tak pisałabym do białego rana.

A rano, wściekła sama na siebie, nie mogę wstać o sensownej porze.
Czy jest to normalne?

Szukając usprawiedliwienia na swoją przypadłość postanowiłam zajrzeć w życiorysy znanych autorów. Bierz przykład z mądrzejszych – pamiętam ciągle. Zarażona ciekawością o jakiej porze pisali lub piszą inni, łudziłam się, że znajdę u nich wskazówki, z których wykluje się jakaś reguła.
Coś, co wyjaśni moje zmagania z czasem.
Szperałam, szperałam aż wyszperałam:
– Ernest Hemingway zasiadał do pisania ze wschodem słońca. Wstający dzień i śpiew ptaków rozbudzały w nim twórczą wyobraźnię.
– John Grisham, wstawał o piątej rano i pisał do póki nie wyszedł do pracy. Obecnie pozwala sobie pospać do szóstej, ale natchnienie wciąż przychodzi o porannej porze.
– JK Rolling tworzy w ciągu dnia, gdy mąż jest w pracy, a dzieci są w szkole.
– Margaret Atwood chwyta za pióro o 10 rano.
– Jeffery Archer, mój ulubiony pisarz, jak nikt inny pisze w dwugodzinnych interwałach.

O! Ktoś podobny do mnie! Uśmiechnęłam się, przeglądając portal autorki mojej Patki.
Anne Rice zwykle zabiera się do pisania nocną porą. Nic dziwnego,
opowiada historie o wampirach.
Dociekliwie szukałam dalej, aż wyczytałam, że Balzak, Dostojewski i Kafka swoje randki z weną odbywali nocą. Chylę czoła przed takim zacięciem w czasach naftowej lampy.
Ta dawka wiedzy o innych sprawiła, że już nie czuję się ze swoim dziwactwem wyalienowana. Raczej uspokojona.
Wprawdzie dowiedziałam się o twórczych zwyczajach samych sław, jednak,
to też tylko ludzie.
Potwierdza się, że każdy ma jakieś nawyki, powody i uwarunkowania
sterujące jego rytmem.
Żyjemy w tym świecie po części z przypadku, a nie z własnego wyboru. Jedni powiedzą, że Bóg tak stworzył, inni że horoskop – w gwiazdach zapisane, a jeszcze inni, że…
taka moja natura.
Kto wie, czy to nie sprawka genom, że tak mnie zaprogramował.
Na świat przyszłam wieczorem. To wiem na pewno.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , , , , , , , | 10 Komentarzy